wtorek, 1 maja 2018

Songkran, czyli Szczęśliwego Nowego Roku po Tajsku!


          




        W Tajlandii, jak z resztą wiecie, albo i nie, obowiązuje nieco inny kalendarz. Nieco różniący się od naszego, o jakieś, dokładnie 543 lata. Więc kiedy po raz pierwszy zobaczyłem obowiązującą w tym kraju dokładną datę, z lekka „zamarłem”. Pomyślałem czy jeżeli jest już 2561 rok to czy aby te tabletki od kolegi działały tak długo i były tak mocne?; lub też: może, jako, że Tajlandia to kraj buddyjski, to bardziej jak nigdzie indziej obowiązuje tu prawo reinkarnacji i może to już któreś z kolei wcielenie? Tak naprawdę z kolei to się naprawdę zdziwiłem, ponieważ ten drobny fakt dotarł do mnie dopiero kilka dobrych miesięcy po tym jak się tu przeniosłem.
      Teraz również, że mamy trochę nieco inny rok, również i jego rozpoczęcie przypada o trochę innej porze roku i dnia aniżeli wszędzie indziej. Rozpoczyna się 13stego kwietnia, a kończy dwa dni później. Sowity „Sylwester”, nieprawdaż? Tak, wiem, u nas, mimo że nieoficjalnie też często trwa to „nieco” dłużej. (Mieszkałem w Polsce, byłem na paru bibach, okej? Jedna trwała tydzień i naturalnie miała miejsce na Niedziałce). W tym roku rząd uznał słusznym przedłużyć festiwal aż do 16stego (ma swoje dobre dni ten rząd jak widzimy). W każdym bądź razie jego obchody (festiwalu Songkran, nie rządu) rozpoczyna się od uczęszczania do świątyń z rana i tak zwanego „making merits” co znaczy „czynienie dobrych rzeczy” w terminach religijnych. Ów procedura ma na celu przyniesienia uczestniczącym szczęścia oraz spokojnego żywota, ale o religijnych sprawach może innym razem. Następnie, po oblaniu posążku Buddy wodą, zaczyna się odpowiednik naszego „śmingusa” i chyba wszyscy wiemy na czym zabawa polega. Tu z kolei oblanie kogoś wodą ma na celu obmycie go z grzechów oraz, uwaga, z pecha! Jak dla mnie bomba, ponieważ nigdy nie miałem takiej dozy orzeźwienia bez ruszenia palcem i to co kilka minut (widocznie mam morde zakapiora, lub też innymi słowy nie lada grzesznika). Uwierzcie mi, mieszkając w Tajlandii, człowiek chętnie brałby prysznic co 15 minut, więc mi takie obchody były mocno na rękę. Nie wszyscy turyści (bo podejrzewam, że byli to turyści) jednak pałali szczęściem, prawdopodobnie mając za powód swoich dąsów brak wiedzy na temat Songkran i o co w tym bieeeega. (O wodę ziomuś, aha, aha). Jak można się łatwo domyślić w grę wchodzi wszystko: pistolety, wiadra, miski, węże ogrodowe, basen (zdarzy się wepchnąć do niego czasem kogoś ukradkiem, jak nie jak tak), a nawet i słonie! Oprócz masowego festiwalu w centrum miasta, ludzie bawią się również na ulicach, gra muzyka, huczy orkiestra, fajerwerki strzelają i ludzie się cieszą. Bywa, że i na bocznych uliczkach ktoś rozstawi duży namiot i jest najba (w sensie imprezka no, sorry mamo, wiem, że to czytasz).
          Co ja tu będę więcej: Szczęśliwego Nowego Roku i Szczęścia (bo ze mnie pech został już chyba zmyty do następnego roku).

Oby!


Arrivederci.

Z.

A tu kto się wtrynił na krzywy, dosłownie, ryj?
Heheszki-(Koh Si Chang, Songkran 2018)

Poooozdro!

4 komentarze:

Koh Si Chang i dlaczego warto je odwiedzić.

Koh Si Chang i dlaczego warto je odwiedzić. Jeżeli chodzi o tę lokację, po prostu muszę rzec, że decyzja odnośnie podzielenia si...