Agresja w Tajlandii,
czyli kiedy świnie zaczną latać.
Tajowie to bardzo pokojowa nacja, która, niektórzy
mogliby pokusić się o takie stwierdzenie, za wszelką cenę unika konfliktów. Nie
wiem czy za wszelką i czy cała nacja, ale mówiąc ogólnie mógłbym się zgodzić z
teorią jako, że zwady nie szukają. Pogodę mają dobrą, więc i pogodni z nich
ludzie. Jednak nie lubią podniesionych tonów, przejawów podwyższonego braku
cierpliwości czy naskakiwania na nich. Więc, jeżeli ktoś wybiera ścieżkę frustracji
oraz skrajnych uniesień to na pewno nic nie ugra, a i stracić może. Jeżeli
rozmówcy nie spodoba się nasz ton, może zwyczajnie odmówić „serwisu” (jeżeli
jego wymóg to powód naszej rozmowy), lub zwyczajnie wyprosić nas z danego miejsca.
Jeżeli rozmawiamy o bardziej gorączkowej sytuacji, która hipotetycznie mogłaby
prowadzić do o wiele poważniejszych konsekwencji, no, ja bym nie polecał. Ponoć
Tajska policja jeszcze gorsza od naszej (sam nie wiem, nie miałem do czynienia,
ale słyszałem co nieco) i trafnie byłoby przypomnieć sobie, że nie jesteśmy w
końcu u siebie, a język angielski nie jest tu tak popularny i używany jak
chociażby u nas. Koniec końców, możemy jedynie stracić - jak nie pieniądze to
czas, a tego chyba nikt by nie chciał będąc na wakacjach. Najlepszym
rozwiązaniem, jeżeli ktoś znajdzie się w sytuacji, gdzie konsensusu nie widać,
a cierpliwość się kończy, doradziłbym zwyczajnie obrócenie wszystkiego w żart
(Tajowie robią to permanentnie, niezależnie od sytuacji), lub zwyczajnie
uśmiechnąć się, podziękować i poszukać innego rozwiązania. Uśmiech i
cierpliwość to klucz do wielu drzwi w tym kraju, a i dobry humor na pewno nie
zaszkodzi. I zanim ktokolwiek wyskoczy z czymś podobnie sceptycznym jak: „ta,
jasne, na bank tak nie ma!” albo czymś bardziej nieprawdopodobnym jak „na pewno
już gada po Tajsku jak ta lala.” prosiłbym o jeszcze trochę cierpliwości. Otóż
nie. Tajski (sorry mamo) jest na prawdę zzzzajebiście trudnym językiem (może
kiedyś to Wam wyłożę, albo chociaż powody dlaczego tak myślę) i jedyne co na
prawdę umiem powiedzieć to „prosto” „lewo” „prawo” „dzień dobry” „dziękuję”
„dokąd to jedzie” „na zdrowie” „narka” i
naturalnie całe moje MENU. Ostatnio, nie było to tak dawno temu, wszedłem do
sklepu w celu doładowania telefonu. Jestem już nieco obyty z faktem, że w
takich miejscach ledwo kto „szprecha” po angielsku, więc próbuje się porozumieć
za sprawą gestów, pokazując mój telefon, nazwę sieci i wypowiadając „40 baht” w
ichnim języku. Po jakiś pięciu minutach i naradzie całego personelu z nadzieją
otrzymania upragnionego kuponu, otrzymuje przetłumaczone pytanie na angielski
na telefonie, na którym cały ów personel usilnie pracował przez bite pięć
minut: „what do you want?” (czego chcesz?). Także widzicie, to zdarza się na
okrągło i jedyne co mogłem zrobić w tej sytuacji to nie irytować się za bardzo,
podziękować i spróbować szczęścia gdzie indziej.
Karma.
Tajowie wierzą w karmę, więc
najprościej rzecz ujmując w to, że jeżeli jesteś dobrą duszą to i dobre rzeczy
będą na Ciebie oczekiwać w przyszłości, jeżeli natomiast z Ciebie nienajlepszy
„kompan podróży zwanej życiem”, to drinków w kokosach bym się nie spodziewał.
Wybrałem drinki w kokosach jako symbol szczęścia,
ponieważ jest to ostatnimi czasy (kokosy nie drinki) mój ulubiony napój (bogaty
w magnez, potas, wapń, witaminę od B1 do B6, C oraz masę elektrolitów). Do
kokosów dodać kapkę alkoholu, którą nie pogardzę zwłaszcza będąc na wakacjach,
tło z palmami, złotym piaskiem i szumem morza, dobrą książka i jak dla mnie
otrzymujemy kwintesencję szczęścia. Ale to dla mnie.
Teraz co do szczęścia!
Czy buddyzm jest religią czy
nie to kwestia ponoć szeroko pojmowana. Bóstw tam żadnych nie ma (Buddha,
wierzy się, był po prostu gościem, który chodził i nauczał po świecie jakiś
czas temu). O czym te nauki? A o tym jak się stać dobrą i szczęśliwą osobą. W
dużej mierze, jak i skrócie, w Buddyźmie chodzi o bycie miłym, życzliwym,
wyrozumiałym i pełnym szacunku (nie brzmi tak źle, co?). Ponoć nawet Albert
Einstein „widział” Buddyzm jako „religię” przyszłości.
Po co on o tym nawija?
Ktoś mógłby faktycznie
zacząć się zastanawiać po co naświetlam Wam ten temat jeżeli post jest rzekomo
o „agresji” w Tajlandii. Śpieszę z pomocą wyjaśniając, że agresji jako takiej
nie ma i mniemam, że właśnie przez fakt, iż 95% w mniejszym lub większym
stopniu praktykuje właśnie BuddyzmJ.
Podczas, gdy Tajlandia
posiada największe zagęszczenie buddystów na świecie (95% ludności) z
nieskromną liczbą około 60 milionów praktykantów, to i tak tylko nieco mniej
niż połowa z tego co reprezentują Chiny. Nie ma jednak co porównywać tych dwóch
państw, ponieważ Chiny są niemal dwadzieścia razy większe od Tajlandii.
Oficjalnie buddyzm nie jest
religią państwową, mimo wszystko co roku 200.000 Tajów zaczyna go praktykować.
'Ktokolwiek poddaje się swoim impulsom, prosi się o kłopoty.'
(Fotografia jednej z tabliczek ozdabiających wnętrza ścian jednej ze świątyń w Bangkoku)
'Nie dając się rozłościć komuś kto jest rozłoszczony, wygrałeś bitwę, nie tak prostą do wygrania.'
(Jak powyżej, tłumaczenie moje luźne)
Spory, zatargi, potyczki.
Dużo sporów między białymi a Tajami ma swoje początki jak
i końce na lotniskach, stacjach, ulicach... czyli mianowicie wszędzie, gdzie
wchodzą w grę usługi turystyczne, taksówki oraz ich kierowcy, zaliczając do tego
licznego grona również kierowców TUK – TUKów. Czasem zastanawiam się czy Ci
„wybrani” kierowcy również praktykują Buddyzm, dochodzę jednak do wniosku, że
tak jak i w Polsce, czy jakimkolwiek innym kraju, są praktykanci „dobrzy” i ci
mniej „praktykujący” (idę o zakład, że na pewno znajdzie się pośród Was spora
liczba osób, która zna kogoś kto chodzi w niedzielę do kościoła, a w dni
powszednie jest zwykłą szują). Brzmi znajomo, co? Bywa, że taki kierowiec nie
oszczędza nikogo. Kilka dni temu widziałem jak jeden z nich „przewiózł”
motocyklistę na masce, uderzając ówcześniej w jego pojazd ze sporą prędkością,
po czym z piskiem opon (nie zatrzymując się nawet na nanosekundę) zbiegł z
miejsca wypadku. Innego razu mój dobry znajomy Art (półtora chłopa, taki duży)
jechał taksówką ze znajomym ze Stanów. Po zakończonym kursie taksówkarz
oznajmił, że należy się 500 baht, co nie do końca było prawdą, ponieważ licznik
nie został nawet włączony, a dany przejazd nie powinien kosztować więcej niż
200 baht. Art w zamian wypowiedział tylko jedno słowo: „kuej” i wyszedł z
taksówki bez płacenia. Pan kierowiec zrobił nagle duże oczy i ponoć aż pobladł,
ponieważ jak wyjaśnił Art, kierowca musiał go wziąć za kogoś spoza Krainy Siam
i się zdziwił, że znał Tajski i to w dodatku w takim stopniu.
Na marginesie słowo „kuej” jest bezpośrednim odniesieniem
do męskiego członka.
A więc czy jest problem?
Sabai Sabai
Sabai Sabai, czyli w luźnym tłumaczeniu na polski „poluzuj sznurówki”,
w dosłownym na angielski „take it easy”, przez co wszyscy możemy rozumieć, że
nadawca wiadomości sugeruje aby się nie spinać niepotrzebnie. I słusznie, bo naprawdę niepotrzebnie. Po latach obserwacji nie tylko tu, a i w innych zakątkach
świata zauważyłem, że poddawanie się tym mniej przyjemnym nagłym impulsom faktycznie
nie prowadzi do niczego dobrego. Niby takie proste, ale człowiek musi trochę przejść,
aby móc powoli i efektywnie wprowadzać podobne treści w życie.
"Ululane" towarzystwo, co?
(Foto zrobione w ogrodach jednej z pobliskich świątyń)
Sum – a – sum –a – rum
Tajlandia swoje wycierpiała,
o czym raczej nie będę tu pisał, ale odsyłam do źródeł bardziej historycznych
wskazując takie daty jak choćby 1973 i 2010. Tak jak wszędzie indziej tu też
znajdą się osoby, z którymi się nie zadziera i zadzierać nie chce, jednak z
perspektywy turysty, odkrywcy, eksparianta i obserwartora Krainy Uśmiechów jak i jej mieszkańców. stwierdzam, jako fakt, że agresjii między ludźmi jako takiej nie
ma. Jest taki żarcik za to na temat bezpieczeństwa na ulicach Tajlandii:
„Tajlandia jest bezpieczna. Jeżeli widzisz kogoś w przebraniu z maczetą, nie
bój się. Ta osoba najprawdopodobniej sprzedaje kokosy.” Ja, osobiście
wykreśliłbym „prawdopodobnie”, ponieważ jak długo tu żyję, nikt jeszcze z
maczetą w ręku nie chciał ode mnie nic poza pieniędzmi...
za kokosa naturalnie.
za kokosa naturalnie.
Także Sabai Sabai i
do usłyszeniaJ
Żeby nie było - sprawdziłem i nie latają:)
P.S. Sprawdźcie kto tu 'burzy' ---> https://vimeo.com/277131648
Do siego!
Z.