W Tajlandii, jak z
resztą wiecie, albo i nie, obowiązuje nieco inny kalendarz. Nieco różniący się
od naszego, o jakieś, dokładnie 543 lata. Więc kiedy po raz pierwszy zobaczyłem
obowiązującą w tym kraju dokładną datę, z lekka „zamarłem”. Pomyślałem czy
jeżeli jest już 2561 rok to czy aby te tabletki od kolegi działały tak długo i
były tak mocne?; lub też: może, jako, że Tajlandia to kraj buddyjski, to
bardziej jak nigdzie indziej obowiązuje tu prawo reinkarnacji i może to już
któreś z kolei wcielenie? Tak naprawdę z kolei to się naprawdę zdziwiłem,
ponieważ ten drobny fakt dotarł do mnie dopiero kilka dobrych miesięcy po tym
jak się tu przeniosłem.
Teraz również, że
mamy trochę nieco inny rok, również i jego rozpoczęcie przypada o trochę innej
porze roku i dnia aniżeli wszędzie indziej. Rozpoczyna się 13stego kwietnia, a
kończy dwa dni później. Sowity „Sylwester”, nieprawdaż? Tak, wiem, u nas, mimo
że nieoficjalnie też często trwa to „nieco” dłużej. (Mieszkałem w Polsce, byłem
na paru bibach, okej? Jedna trwała tydzień i naturalnie miała miejsce na
Niedziałce). W tym roku rząd uznał słusznym przedłużyć festiwal aż do 16stego
(ma swoje dobre dni ten rząd jak widzimy). W każdym bądź razie jego obchody
(festiwalu Songkran, nie rządu) rozpoczyna się od uczęszczania do świątyń z
rana i tak zwanego „making merits” co znaczy „czynienie dobrych rzeczy” w
terminach religijnych. Ów procedura ma na celu przyniesienia uczestniczącym szczęścia
oraz spokojnego żywota, ale o religijnych sprawach może innym razem. Następnie,
po oblaniu posążku Buddy wodą, zaczyna się odpowiednik naszego „śmingusa” i
chyba wszyscy wiemy na czym zabawa polega. Tu z kolei oblanie kogoś wodą ma na
celu obmycie go z grzechów oraz, uwaga, z pecha! Jak dla mnie bomba, ponieważ
nigdy nie miałem takiej dozy orzeźwienia bez ruszenia palcem i to co kilka
minut (widocznie mam morde zakapiora, lub też innymi słowy nie lada grzesznika).
Uwierzcie mi, mieszkając w Tajlandii, człowiek chętnie brałby prysznic co 15
minut, więc mi takie obchody były mocno na rękę. Nie wszyscy turyści (bo
podejrzewam, że byli to turyści) jednak pałali szczęściem, prawdopodobnie mając
za powód swoich dąsów brak wiedzy na temat Songkran i o co w tym bieeeega. (O
wodę ziomuś, aha, aha). Jak można się łatwo domyślić w grę wchodzi wszystko:
pistolety, wiadra, miski, węże ogrodowe, basen (zdarzy się wepchnąć do niego
czasem kogoś ukradkiem, jak nie jak tak), a nawet i słonie! Oprócz masowego
festiwalu w centrum miasta, ludzie bawią się również na ulicach, gra muzyka,
huczy orkiestra, fajerwerki strzelają i ludzie się cieszą. Bywa, że i na
bocznych uliczkach ktoś rozstawi duży namiot i jest najba (w sensie imprezka
no, sorry mamo, wiem, że to czytasz).
Co ja tu będę
więcej: Szczęśliwego Nowego Roku i Szczęścia (bo ze mnie pech został już chyba
zmyty do następnego roku).
Oby!
Arrivederci.
Brawo, nice one :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLubie , lubie !!!
OdpowiedzUsuń+
OdpowiedzUsuń